Mateusz Rejch (Serwis Bajka) – Jak mocnym należy być, aby wygrać pierwszy Klasyk Podkarpacki?

Jak mocnym należy być, aby wygrać pierwszy Klasyk Podkarpacki? Czy wyścig rozegrał się raczej na podjazdach czy sekcjach w dół? Dlaczego w niektórych fragmentach wyścigu stary Wigry 3 wystarczy na utrzymanie się w stawce? Jakie miałbyś szanse? Zapraszam do lektury!

Czym tak naprawdę były same zawody? To impreza rozgrywana na ambitnej trasie, liczącej 85 km w tym organizator zamknął 9 podjazdów z sumą przewyższeń ok 1500 m. Jak przystało na nowoczesne kolarstwo szosowe, pojawił się również odcinek szutrowy, który zawsze wprowadza sporo zamieszania w peletonie. Wiele zjazdów zostało poprowadzonych krętymi drogami a całkowite wyłączenie dróg z ruchu pozwoliło na bardzo dynamiczną jazdę w dół. Stajemy na starcie, przekonajmy się kto jest naprawdę mocny.

Odcinek honorowego startu to kilka kilometrów, jak zawsze niektórym nerwy nie wytrzymują, pojawia się jazda po krawężniku i wskakiwanie w peleton. W głowie mam tylko jedno: dojazd do pierwszego podjazdu. Wtedy pojawia się jedyny, słuszny kierunek ruchu – naprzód, zamiast kombinowania na boki. Tutaj żadna sensowna ucieczka nie powinna się wydarzyć, peleton jest dość silny, bez trudu dogoni uciekiniera. Dokładnie tak się dzieje, zjazd dużą grupą również nieco nerwowy i dojeżdżamy do drugiego podjazdu. Tutaj cała wspinaczka trwa niespełna 12 minut i jazda w górę to okolice 5 w/kg aby utrzymać się w czołówce. W tym wisienka na torcie: 3 minuty prawdziwej „ściany” gdzie czub peletonu wjeżdża na poziomie 6,3 w/kg. Na szczycie podjazdu atakuje Oskar Pluciński, do niego doskakuje Marek Wojnarowski w 30 minucie wyścigu, na 23 kilometrze. Ucieczka mogła mieć na celu zdobycie premii górskiej na 35 kilometrze lub dojazd do mety. Peleton od tego momentu zaczyna gonić, kolejne podjazdy nie przynoszą żadnej zmiany, poza faktem, że liczebność goniących stale maleje. Podjazd na premię górską pokonujemy w kilkunastoosobowym składzie, jednak na odcinkach płaskich współpraca ewidentnie się nie układa. Zbyt wielu chce dojechać na kole niewielu, klasyczny impas. Pierwszą selekcję mamy na odcinku szutrowym, tutaj korzystając z opon w rozmiarze 28, mogę jechać całkowicie swobodnie, następnie szybki zjazd, gdzie ponownie przekraczamy 70 km/h pokonując po drodze kilka ciasnych zakrętów. Prawdziwe rozbicie grupy następuje na kolejnym podjeździe, gdzie blisko 15 minutowy uphill wystarcza aby z mocą 4,5 w/kg pozostawić kolejnych maruderów. W nogach mamy już 1,5 godziny ścigania. Formujemy 5 osobową grupę, którą ostatecznie gonimy ucieczkę. Jeden z ostatnich podjazdów pokonujemy wspólnie, nasza strata do czołówki sukcesywnie się zmniejsza, miejscami sięgała prawie 2 minut, teraz tracimy około minuty. Na szczycie decyduję się na najszybszy zjazd, prędkościomierz dobija do 87 km/h, tylko jeden z kolarzy utrzymuje się w rejonie mojego koła. Jedziemy razem, jest szansa dogonić ucieczkę, proponuję: jazda po zmianach, mamy kilkadziesiąt sekund straty, można to wygrać! Niestety nie ma opcji, towarzysz stopuje, wraca do grupy, tam ma partnera z drużyny, czterech na jednego, w końcówce, to bez sensu. Odpuszczam. Zaczyna się jazda na poziomie 100-200 watów, na liczniku 26-28 km/h. Za moment rozpocznie się finałowy podjazd, za nami grupkami goniący kolejni zawodnicy. Nie ma czasu na takie zabawy. Zaczynamy bardzo mocno ostatni podjazd, tu nasze grupetto zmniejsza się do 3 osób, ja i dwóch zawodników z 72D. Ostanie metry, finisz w korbach, jednego już mam, gonię kolejnego – Andrzeja, meta coraz bliżej, wpadamy razem. Początkowo nikt nie zna wyniku, jednak pomiar czasu decyduje: przegrywam o centymetry. Jestem czwarty.

Niesamowite jest to, jak doskonały debiut, na scenie górskich wyścigów szosowych zalicza Klasyk Podkarpacki! Świetna promocja, odważna trasa, dająca niemal 3 godziny jazdy, całkowite zamknięcie ruchu, obsada najlepszych kolarzy! Czego można chcieć więcej? Chyba jedynie jeszcze większej frekwencji za rok i promocji Województwa podkarpackiego na terenie całej Polski, nie tylko regionu. Takie życzenia kieruję ku wszystkim organizatorom z Wojtkiem Kwiatkiem na czele. Tak trzymać! Piona!

Mateusz Rejch (Serwis Bajka)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.